Była zima. Nadszedł mroźny i śnieżny grudzień, a wraz z nim Święta. Tata postawił w salonie piękną choinkę. Była zielona i pachnąca. Następnie przyniósł ze strychu wielkie pudło z ozdobami i zawołał swojego małego syneczka na wspólne ubieranie drzewka. Razem wyciągali z pudła różne bombki, małe i duże, w najróżniejszych kolorach. Były też złote gwiazdki i srebrne, wijące się łańcuchy. Chłopiec pobiegł na chwilkę do swojego pokoju i przyniósł trzy małe, papierowe aniołki, które samodzielnie zrobił w przedszkolu. Na koniec tata z maluchem umocowali na szczycie jodełki stary, ale jakże piękny niebieski szpic. Zmęczeni, ale zadowoleni poszli do kuchni na zimową herbatkę.
Na jednej z gałęzi z samego przodu, na honorowym miejscu wisiała ogromna, czerwono-złota bombka. Niedaleko niej, w głębi malec zawiesił małą, różową bombkę z plastiku, która jednak pięknie się mieniła. Ogromna bardzo się pyszniła swą urodą i rzekła do różowej:
– jestem najpiękniejszą bombką na całym drzewku. Ty, mała, nie możesz się ze mną nawet równać, jesteś plastikowa i niezgrabna. Ja za to jestem purpurowa i ręcznie malowana. Nie rozumiem dlaczego w ogóle cię jeszcze tu wieszają.
– Różowej zrobiło się trochę przykro, ale nic na to nie powiedziała, tylko schowała się głębiej w gałązki. Słysząc to jednak papierowy aniołek powiedział do chwalipięty:
– Nie mów tak o niej! Różowa bombka jest zgrabna i pięknie migoce. Jest też jedyną różową bombką na drzewku, jest wyjątkowa.
– Ona? Wyjątkowa? Chacha, też mi coś. To ja tu jestem najbardziej wyjątkowa i migocę najpiękniej. Co ty tam wiesz, jesteś tylko pomiętym, brzydkim aniołkiem!
– Gdybyś była wyjątkowa wisiałabyś na najbardziej wyjątkowym miejscu na choince, na szczycie, a nie tu na dole, w konarach! – Czerwona bombka nadęła się słysząc to i popatrzyła w górę, gdzie królował piękny, błękitny szpic. A ten tylko uśmiechnął się pod nosem, bo niejedną bombkę już widział i nic nie robił sobie z wychwalającej się pod niebiosa koleżanki.
Nagle drzwi do pokoju uchyliły się lekko, ale zamiast taty i synka do pokoju wśliznął się Mruczek, puszysty, szary kotek. Popatrzył z zaciekawieniem na pięknie przybraną jodełkę, oczy mu zabłysły na jej widok, natychmiast naprężył grzbiet i chooop!!! Dał wielkiego susa na gałąź, dokładnie w stronę mieniącej się złotem i czerwienią, tłustej bombki-chwalipięty. Rozległo się głośne bęc!!! I bombka roztrzaskała się na tysiąc kawałków! Mruczek wystraszony dał drapaka i zniknął za drzwiami. Czerwień i złoto pokrywały cały kawałek dywanu. Smutny to był widok.
– To była piękna bombka – rzekła mała różowa ozdóbka. – Co za szkoda… Kotu chyba zaś też wpadła od razu w oko, była wielka i okazała. Jednak teraz pozostały po niej tylko migocące odłamki…
Alina Lukoszek-Dichev